Za m艂ody by umiera膰, za wra偶liwy by 偶y膰.
Pewnego dnia stanie na torach patrz膮c w dal, czekaj膮c na 艣mier膰.
Gdy ona przyjdzie on poczuje ulg臋,
kt贸ra sprawi, 偶e zniknie z tego 艣wiata.
B贸l odejdzie, smutek zniknie, b臋dzie szcz臋艣liwy jak jeszcze nigdy.
Dusza uleci, lecz zmasakrowane cia艂o pozostanie.
S膮dzi艂 偶e nikt nie zauwa偶y, jego nieobecno艣ci.
Myli艂 si臋, pozostawi艂 rozpacz, kt贸ra wsi膮kn臋艂a w jego najbli偶szych.
Nie s膮dzili, 偶e do tego dojdzie.
Nie wiedzieli nic.
Tego 偶e od lat ulatnia si臋 z niego 偶ycie, s膮czy si臋 kroplami.
Na pocz膮tku drobnymi, niezauwa偶alnymi,
z ka偶dym rokiem zwi臋ksza艂y swoj膮 obj臋to艣膰.
A偶 w ko艅cu przepe艂ni艂y czar臋, nie wytrzyma艂.
Brak komentarzy:
Prze艣lij komentarz